Kto pierwszy użył prostego języka?
Jest 1940 rok i trwa bitwa o Anglię. Winston Churchill spostrzega,
że urzędnicy posługują się biurokratycznym bełkotem, a potrzebują tylko konkretów: Aby wykonywać swoją pracę, musimy czytać mnóstwo dokumentów. Większość z nich jest o wiele za długa. To strata czasu. Marnujemy energię na wyławianie głównych myśli (W. Chrchill, „Brevity”, 1940). Z tego powodu wprowadza memorandum, czyli rozporządzenie, w którym zmusza wszystkich urzędników do zwięzłego komunikowania się. Wówczas rozpoczyna się praca nad uproszczeniem języka urzędowego. Dzisiaj Brytyjczycy mają jeden
z najprostszych i najskuteczniejszych języków urzędowych na świecie.
Spam korporacyjny w latach 60. XX wieku
Przedstawiciele zarządu światowych korporacji przestają rozumieć teksty, które otrzymują od pracowników. W tej sytuacji asystenci prezesów i dyrektorów zmuszają pracowników do pisania specyficznym językiem. Jedną ze zmian jest wprowadzenie streszczającego śródtytułu po każdym akapicie, aby członek zarządu mógł zdecydować, co przeczytać teraz, a co później.
Później w latach 60., 70. i 80. XX funkcjonuje ruch uproszczania komunikacji i walki z urzędowym bełkotem. Przyjęto zasady, które opracowano w Wielkiej Brytanii dla języka urzędowego
w komunikacji wewnętrznej, a później w korporacjach.
Dlaczego nie tylko prezesi i dyrektorzy potrzebują prostego języka?
Po pierwsze, żyjemy w kulturze informacji i jesteśmy nimi przeładowani. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego dokładnie przeczytać, więc zapoznajemy się z informacjami powierzchownie. Czy wiesz, że każdego dnia czytamy 100 tysięcy wyrazów z telewizji, reklam i szyldów? Czemu odpowiada ta liczba? Książce o grubości 160-170 stron. Co więcej, w naszej codziennej rzeczywistości otacza nas ogromna liczba bohaterów, z którymi wchodzimy w interakcje, również pisemnie.
Zapewne pamiętasz, jak kiedyś potrzebowałeś ciszy i spokoju,
aby coś przeczytać. Każdy tekst czytałeś w wielkim skupieniu.
Dziś jedziesz tramwajem i zapewne nie przeszkadzają ci współtowarzysze podróży, aby przeczytać wiadomości na telefonie lub książkę. W obecnych czasach czytamy w każdej sytuacji,
co nierzadko jest przyczyną wypadków. A na czym zazwyczaj czytamy? Na telefonie, który znacząco różni się rozmiarem od tradycyjnej książki czy gazety. Miniaturyzacja i mobilność komunikacji sprawiły, że dostosowano nasze potrzeby do małego ekranu telefonu.
Ostatni z powodów jest charakterystyczny dla polskiej kultury.
Nasz język urzędowy nie rozwijał się naturalnie i nie przechodził ewolucji.
Wpływ zaborów, wojny i PRL na rozwój polskiego języka urzędowego
W czasach zaborów nie straciliśmy tylko prawa, ale też język urzędowy. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku musieliśmy od nowa stworzyć polskie prawo i polski język urzędowy, co nie obyło się bez trudności. Jednak Polacy, którzy pracowali
w urzędach w zaborze austriackim, znali niemiecki język urzędowy.
W ciągu kilku lat przetłumaczyli go na polski język urzędowy.
Obecnie sytuacji wygląda zupełnie inaczej. W polskim języku urzędowym nie mamy wielu zapożyczeń. Jednak pozostała nieprzychylna kultura organizacji umocniona przez władze totalitarnego PRL. Z tego powodu zdarza się, że mentalność urzędników jest nieprzyjazna. Zapewne jeszcze w polskich gabinetach lekarskich pada groteskowe „niech siada”, „niech się rozbierze”.
Jak unikać przebodźcowania?
Aby zatrzymać tsunami informacji i poprawić swoją koncentrację, wprowadź zdrowe nawyki. W trakcie jazdy metrem zamknij na chwilę oczy. Gdy prasujesz ubrania i w tle leci program informacyjny w telewizji, nie czytaj pasków informacyjnych a tylko słuchaj reportażu. Nie prowokuj dodatkowych bodźców.
Wtedy będziesz mieć większą uwagę na czytanie ważniejszych tekstów. A co możesz zrobić, aby swojemu odbiorcy ułatwić komunikację? Odpowiedzi wkrótce.
Źródło: Odcinek 1 „Jak rosół” z cyklu „Prosto i kropka” (youtube.com)